Trend ponadczasowy, uniwersalny, zawsze szykowny.

Caroline Bessette Kennedy – królowa minimalizmu, niekwestionowana ikona ówczesnych czasów. Jeszcze długo przed erą wszechobecnego Internetu inspirowała kobiety bez względu na miejsce ich zamieszkania. Regularnie pojawiała się w rubrykach magazynów o modzie, wraz z szeregiem porad na temat tego, w jaki sposób uzyskać niewymuszony szyk. Śnieżnobiałe męskie koszule niedbale wkładane w spodnie, szary kaszmirowy sweter, obowiązkowy płaszcz z wielbłądziej wełny czy lamparcie cętki nienoszące w sobie ani odrobiny kiczu – wysoka, pewna siebie blondynka nawet w obcisłych skórzanych spodniach nie wyglądała źle. Makijaż? Wytuszowane rzęsy i czerwona szminka w perfekcyjnie dobranym odcieniu.

W przeciwieństwie do wszystkich kolorów tęczy z wybiegów, mocno umalowanych supermodelek, całej tej krzykliwości końcówki lat osiemdziesiątych, to nowe zjawisko przynosiło estetyczne ukojenie i - paradoksalnie – pozwalało cieszyć się modą dłużej. Projektanci zaczęli lansować nowe, niepopularne dotąd tendencje, które wpisywały się nie w jeden, a w wiele kolejnych sezonów. Do tej pory zdjęcie Kate Moss z wybiegu Helmuta Langa podczas paryskiego pokazu w 1997 roku zachowuje zaskakującą aktualność, podobnie jak cała zaprezentowana wtedy kolekcja. Beżowe spodnie typu „chino”, białe, lekko zdekonstruowane topy, seksowne wycięcia i czerń, mimo obecności innych barw, zawsze na pierwszym miejscu. Spokój, siła i prostota biją też z kolejnych prac Jil Sander – niemieckiej projektantki, która wzięła na warsztat męską garderobę, by przekuć ją w ultra kobiece elementy. Ponad wszystko ceniła sobie dobrą jakość, potrafiła nawet zrezygnować z projektu, jeśli nie spełniał wszystkich jej wymagań produkcyjnych.

Minimalizm stanowił swoistą negację silnych tendencji lat osiemdziesiątych, lecz również reakcję na zjawiska mające miejsce w kulturze, sztuce i dizajnie. Autorem słów „mniej znaczy więcej” jest niemiecki architekt Ludwig Mies van der Rohe. Jego dokonania w obszarze modernizmu znalazły kontynuatorów, choćby w postaci Dietera Ramsa – mistrza wzornictwa przemysłowego. Jego motto twórcze, „weniger, aber besser“, stanowiło parafrazę słów poprzednika, a znaczy „mniej, ale lepiej”. Na jego niwie stworzył dziesięć zasad dobrego projektu (który musi się cechować m.in. innowacyjnością, uniwersalnością, trwałością i dokładnością), aktualnych do dziś i funkcjonujących w odniesieniu zarówno do architektury, jak i mody. Obecnie obserwujemy bardzo silną tendencję powrotu do minimalizmu.

Everyday Beauty

to pierwsza kolekcja marki Tallinder inspirowana latami dziewięćdziesiątymi. Klasyczne, minimalistyczne formy uzupełnione zostały detalami, które nadają ubraniom nowoczesny ton. Beże, biele, szarości, błękity i – rzecz jasna – czernie składają się na logiczną całość, estetycznie nawiązującą do mistrzów minimalistycznego nurtu. Choć neutralne, potrafią mówić własnym językiem, uzupełniając lub tworząc kobiecą garderobę od nowa. Białe i niebieskie koszule, skórzana ramoneska, mała czarna z geometrycznymi panelami, spodnie cygaretki czy szereg okryć wierzchnich wpisujących się w ideę szafy na wiele sezonów – oto powrót do prostoty!