Bastardo – Restauracyjny słodki drań


Byłem w Lizbonie już kilka razy, za każdym kolejnym miasto odkrywam na nowo, bo ciągle mam nieodparte wrażenie, że Lizbona żyje po swojemu, że kiedy z niej wyjeżdżam bardzo dużo się zmienia. Dzieje się tak nawet z całymi dzielnicami. Bairro Alto, jeszcze dwa lata temu tętniące życiem i pełne graffiti oraz streetartu złagodniało, zrobiło się czystsze, ale również zmieniło charakter na bardziej turystyczny. Znakiem rozpoznawczym są teraz litrowe drinki, niczym słynne buckety w Tajlandii. Czy to dobry kierunek? Wątpię.

Na szczęście są również miejsca, do których można wrócić zawsze. Co do których ma się pewność, że będą stać na straży dobrego smaku i bronić swojego niezależnego, wypracowanego przez lata charakteru. Tak jest z moim ulubionym hotelem Design Internacional, a przede wszystkim z ukrytym w jego środku skarbem, jedną z najlepszych restauracji w mieście, Bastardo.

Bastardo – Restauracyjny słodki drań

Najpierw słów kilka o samym hotelu. Kiedy byłem tam pierwszy raz, pięć lat temu, zachwycił mnie sam koncept, każde piętro ma inny temat przewodni, który nie ogranicza się tylko do wizualnych dekoracji. Możesz zamieszkać w części Urban, Tribal, Zen lub Pop, a wiążą się z tym określone doznania sensoryczne. Na każdym piętrze pachnie inaczej i można posłuchać innej muzyki. Ja zawsze wybieram piętro Zen, otoczenie pomaga mi się wyciszyć i znaleźć równowagę po intensywnym zwiedzaniu miasta. W tym roku skupiłem swoją uwagę na pięknych detalach hotelu, które można znaleźć wszędzie. Poutykane niczym rodzynki w słodkich bułeczkach. Bez wątpienia hotel zasługuje na swoją nazwę.

Bastardo – Restauracyjny słodki drań

Jednak tym co najcenniejsze jest niewielka restauracja na pierwszym piętrze, z cudownym widokiem na pobliski plac Rossio i całe historyczne centrum Lizbony. Bastardo, bo o nim mowa zachwyca już od samego wejścia, kiedy to podejmuje Cię szef sali i proponuje wybranie stolika. Co ciekawe, każdy jest inny, tak jak i krzesła, co dodaje miejscu niezwykłego uroku. Zanim zamówi się dania warto pobłądzić wzrokiem po ścianach. Zderzenie klasyki i popkultury, które znajdziecie na wiszących tu obrazach jest dobrym komentarzem do tego, co za chwilę znajdzie się na Waszych talerzach.

Bastardo – Restauracyjny słodki drań

Bastardo oferuje połączenie tego, co znane, z czymś nowym, czego być może nie jedliście nigdy, lub przynajmniej nie w takiej konfiguracji. Najpierw przystawki. Ser owczy z dżemem figowym, z kieliszkiem porto. Tatar z tuńczyka z suszonym mango, selerem i japońskim sosem ponzu. Albo popularny w Lizbonie dorsz, podany jednak zupełnie inaczej, z batatami oraz sałatką z wodorostów i świeżej cytryny. Dania główne również zaskakują. My wybieramy risotto z dynią piżmową, truflami, szpinakiem i jagodami goji oraz ośmiornicę z paprykowym puree. Na deser nie starcza nam już miejsca. Naszą wizytę kończymy specjalnością zakładu, ginem Bastardo, który wymieszany z cynamonem i pomarańczami daje niezwykłe wrażenie smakowe. Wrażenie, które mogłoby być kwintesencją Lizbony i tego miejsca. Bo Bastardo to słodki drań wśród restauracji. Niczym bohater filmu Woodego Allena o tym samym tytule. Osobliwy, trochę ekscentryczny i wielowątkowy jak jazz. Kiedy przyjedziecie do Lizbony, nie zapominajcie o Bastardo. Naprawdę warto odwiedzić to miejsce!